Pomoc Zaloguj się
Znajdujesz się: www.szkolenia.com.pl » artykuły


Szkolenia językowe. Jak nie zmarnować czasu i pieniędzy

Co daje gwarancje nauczenia pracowników języka obcego? Przede wszystkim określenie, komu i w jakim zakresie potrzebna jest jego znajomość, a następnie wybór firmy językowej, która ma doświadczenie w prowadzeniu kursów biznesowych i nie zatrudnia lektorów-turystów. - Szkolenia językowe w firmach są już standardem, bo przedsiębiorstwa ich potrzebują, a pracownicy żądają. Szkoleniowcy wydają na nie niemałe pieniądze, ale chcą też uzyskać jak najlepszy efekt. Ten jednak zależy od tego, co chcemy osiągnąć - mówił na konferencji Training '2000 Timothy Darby, dyrektor sprzedaży i marketingu w szkole języka angielskiego Target.

Jego zdaniem podstawą sukcesu jest dobre zorganizowanie lekcji i dobry wybór szkoły.

Ale najpierw trzeba sobie zadać pytanie, czy języka mają się uczyć wszyscy chętni - czyli czy kurs jest stałym elementem wynagrodzenia, czy też lekcje mają być tylko dla tych pracowników, którzy ich najbardziej potrzebują, np. dlatego, że mają stały kontakt z zagranicznym oddziałem.

- Odpowiedzi na takie pytania, które pozwalają ustalić powody wykupienia kursu nauki języka obcego, to podstawa. To pomaga właściwie zorganizować szkolenia - twierdzi przedstawiciel firmy Target.

Każdemu według potrzeb

Timothy Darby opracował program pokazujący krok po kroku, co szkoleniowiec powinien zrobić, aby nie zmarnować czasu i pieniędzy przeznaczonych na naukę języka w jego firmie.

Zgodnie z jego wskazówkami najpierw trzeba zrobić listę wszystkich osób, które w pracy wykorzystują albo powinny wykorzystywać język angielski.

Tym, dla których nauka języka nie jest konieczna z punktu widzenia interesów firmy, warto dokładnie wytłumaczyć, czemu nie zostaną wysłani na lekcje. Wiele osób traktuje bezpłatny kurs języka jako bonus fundowany przez firmę. Dla tych pracowników brak skierowania na kurs może być więc silnie demotywujący.

Kolejny etap rozważań szkoleniowca to określenie, jaki poziom konkretni pracownicy powinni osiągnąć w czasie kursów. Potem będzie musiał jeszcze zastanowić się, kto powinien korzystać z indywidualnych lekcji, pozwalających opanować specyficzne słownictwo.

Kolejny krok to sprawdzenie znajomości języka podwładnych wytypowanych do nauki. - Tu najczęściej firmy popełniają pierwszy błąd. Nie należy bowiem ufać wynikom kontroli opartej tylko na teście pisemnym lub rozmowie. Test pisemny nie oceni przecież znajomości języka u kogoś, kto dwa lata mieszkał w Stanach i uczył się angielskiego, oglądając MTV. Tylko obydwa testy zapewniają wiarygodne wyniki - twierdzi Timothy Darby.

Porównanie testów z potrzebami pracowników pozwala ocenić różnice między obecnym a wymaganym poziomem zaawansowania.

Ile komu

Ważny jest podział pracowników na grupy. Podstawa to ten przeprowadzony na podstawie poziomu zaawansowania. Ale istotne są także priorytety i potrzeby językowe, które wynikają ze stanowiska i z funkcji. Przecież dyrektor finansowy potrzebuje zupełnie innego słownictwa niż asystentka w dziale marketingu. Jeżeli dyrektor marnie zna język, może źle się czuć w jednej grupie z podwładnymi. Trzeba także zlecić szkole językowej ocenienie, ile godzin potrzebuje każdy pracownik dla osiągnięcia określonego wcześniej poziomu znajomości języka. - W ten sposób łatwiej będzie ocenić jego postępy w nauce - dodaje specjalista. Według niego ciągle częstym błędem popełnianym przez szkoły jest podział grupy w oparciu o stosowane przez długie lata w Polsce trzy poziomy nauczania - początkujący, średnio zaawansowany i zaawansowany.

Ten podział jest jednak zbyt szeroki i niewiele mówiący o stopniu znajomości języka.

Zorganizowanie szkolenia to nie wszystko. Niestety, szkoleniowiec powinien kontrolować frekwencję na lekcjach i dowiadywać się o postępy pracowników. Ale to zależy także od wynajętej przez firmę szkoły.

- Szkoła sama powinna proponować taką informację, ale i firmy powinny mówić o zmianach potrzeb. Do sukcesu potrzebna jest ciągła współpraca szkoły i firmy - uważa lektor.

Lektor turystą

Timothy Darby uważa, że firmy zbyt często są skupione na pochodzeniu lektorów. Koncentrują się na ustaleniu, czy lekcje prowadzą Polacy, czy native speakerzy. To nie ma jednak aż takiego znaczenia, ważne, by na kursie nie uczyły osoby przypadkowe, które po prostu dobrze znają język.

- Ktoś, kto biegle włada językiem, wcale nie musi umieć uczyć. Lektor powinien znać i umieć posługiwać się skuteczną i sprawdzoną metodologią, opracowaną przez ekspertów. Upewniajcie się, czy lektorzy nie są po prostu turystami, którzy wykorzystując swoją naturalną umiejętność, zarabiają na podróże i nie wiadomo, jak długo zechcą zostać w Polsce - ostrzega doradca.

Jego zdaniem należy pytać firmy językowe, jak rekrutują lektorów, czy native speakerów wyszukują w Polsce, czy w ich ojczystym kraju, czy nauczyciele są zatrudniani na cały etat i czują się związani z firmą, a co za tym idzie - traktują swoją pracę poważnie.

- Miejcie wysokie oczekiwania wobec szkół językowych. Minęły czasy, kiedy każdy mógł założyć własny ośrodek, zatrudniając native speakera bez kwalifikacji i mieć prawo współpracować z poważnymi firmami. Tamte czasy już się skończyły. Teraz można kupić coś znacznie lepszego - dodał Timothy Darby.

(Gazeta Wyborcza)


  1. drukuj
« poprzedni   |   archiwum   |   następny »